Page 1
Zwykły wpis

podobno

przydarzyłam się światu

więc jestem

podobno mam prawo

więc mówię

że praw nie mam

podobno mam siłę

więc krzyczę

że siły nie mam

podobno mam głos

więc szepczę

że mi go odebrano

podobno mam prawo wiedzieć

więc wiem

że niewiele wiem  

podobno jestem wystarczająca

więc wystarczy

że jestem

Zwykły wpis

poczuć

Kiedy ostatnio poczuliście muśnięcie skrzydeł motyla na policzku?

By poczuć trzeba być uważnym.

Nie przebiegać szybko, ale spacerować niespiesznie. Słyszeć, a nie tylko słuchać. Widzieć, a nie tylko patrzeć. Poparzyć sobie język cudownie gorącą kawą. Roztańczyć kubki smakowe. Poczuć dreszcz rozkoszy, gdy kropla woda spływa powoli po ciele. Kąpać gołe stopy w trawie. Zatrzymać wiatr we włosach. Puścić wodze wyobraźni i budować marzenia. Śnić pięknie. Rozmawiać z tymi, którzy potrafią słuchać. Cieszyć się jak dziecko. Nie bać się ciszy. Iść w swoim tempie.

Czuć całym ciałem. Od czubka głowy po stopy.

Kochać najpiękniej, najmocniej i czule. Siebie.

Odpuszczać. Sobie.

Nie wiemy, ile muśnieć motyla nas czeka.

Zwykły wpis

Żwirek i Muchomorek, czyli o różnicach

My z moją małżowinką jesteśmy jak Żwirek i Muchomorek, piekło i niebo, dwa bieguny, słońce i księżyc… Rozmijamy się w naszych zainteresowaniach a nasze mózgi mają inne oprogramowania, choć czasem uda nam się obejrzeć z zaciekawieniem film, który wybieramy po dłuuuugich poszukiwaniach… no i w sumie muzykę lubimy podobną 😊. Co do spraw zawodowych, to nasze światy są w odległości milionów lat świetlnych.

Ale dobrze wychodzi nam podróżowanie. Pomysły małżonka nie należą do standardowych, więc jak pada z jego ust „a gdybyśmy pojechali…”, to wiem, że nie zaproponuje wakacji all inclusive, nie wybierze wczasów nad Bałtykiem no i oczywiście przelotu samolotem (swoją drogą, wie, że ja się boję latać). Najlepiej jest podróżować samochodem, bo przecież można nazwozić lokalnych produktów, które przez długi czas będą głaskać nasze kubki smakowe, a poza tym wszędzie dojedziesz, gdzie tylko zapragniesz – no prawie wszędzie.

W tym naszym podróżowaniu kocham elastyczność, której często brakuje nam na co dzień, bo ograniczają nas zapisane kalendarze oraz granice, które stawiają nam ludzie i ich ściśnięte półdupki 😊. Luz jaki pojawia się wraz z przekroczeniem granicy (może być i województwa), pozwala na odrzucenie postronków i klatek. Ograniczenia stają się jakby mniej ograniczające. Pomięte koszulki, skarpetki z dziurami, klapki, brak ciepłej wody itp. to jakieś mało znaczące pierdoły.

I tak jeździmy. I tak chodzimy. I tak chłoniemy.

Dotykamy czegoś niezwykłego – atmosfery, które tworzą malutkie wsie, niewielkie miasteczka, wielkie aglomeracje. W każdym mijanym domu mieszka człowiek ze swoją historią. Nie znamy jej, ale czasem gdy porozmawiamy ze sklepikarką, właścicielem campingu lub apartamentu, uchylają oni przed nami swoje tajemnice. Na ich twarzach zagaszcza uśmiech, na chwilę zostawiają z boku rolę przedsiębiorcy, tak jak i my zresztą, tylko snują swoją opowieść. I jak każda, jest ona fascynująca, bo każdy z nas jest jedyny i wyjątkowy, więc i ta historia taka jest.

W podróżowaniu jest jakaś magia.

Zapachy są jakby intensywniejsze – pachną nie tylko potrawy, ale całe miasta mają swój niepowtarzalny aromat. Smaki też! Uwielbiamy smakować tego, czego nie znamy, co najlepiej wyrosło, lub zostało wyhodowane na ziemi, przez którą wędrujemy. Kubki smakowe mają nieustający bal i zapraszają do tańca nowe potrawy i napoje.

Zachwyca nas też muzyka miast i miasteczek. Czasem to kakofonia dźwięków, a często całe utwory pełne niezwykłych rytmów. Pięknie jest też posłuchać ciszy, bo po chwili dociera do naszych uszu życie lasu, łąki czy pola pełnego dojrzewającego zboża. Ale dla mnie najpiękniejsza jest muzyka morza, gdy szum fal tworzy utwór pozwalający na zatopienie się w niezwykłości świata.

Podróżowanie to poznawanie świata, który jest tak barwny i różnorodny, że nie sposób go czasem ogarnąć. To również poznawanie siebie i swoich emocji. Czasem widok wschodzącego słońca na plaży pobudza jakieś delikatne struny tak mocno, że łzy spływają po policzkach. Obrazy, które obserwujemy zostają na stałe nie tylko w naszych kadrach fotograficznych, ale też w pamięci, która jest jak wielka księga życia. Zapisujemy tam najpiękniejsze chwile, do których możemy wracać, gdy smutek wprowadza się do naszego życia. Podczas tych podróży mamy też czas na rozmowy z najbliższymi. I ze sobą. Takie sam na sam w towarzystwie szumu fal, to może być trudny moment, bo czasem zamiast słuchać siebie, to wolimy siebie zagłuszać, zagadać. A gdy staniemy tak samiusieńcy na przeciw potęgi natury, to nie ma wyjścia, trzeba pogadać ze sobą.

Lubię to nasze podróżowanie. Nieoczywiste spotkania, zaskakujące kierunki, nieustającą niepewność jutra i miejsc, które na nas czekają. Nic nie jest zapisane w kalendarzu (ten został w domu). Mamy siebie na wyłączność. Jest bliskość, która czasem w codzienności umyka. I choć jesteśmy jak Żwirek i Muchomorek, to te nasze różnice łączą nas pięknie. I może o to chodzi w tej naszej wspólnej podróży.

Zwykły wpis

Podróż w głąb siebie

Jakoś tak wakacyjnie się zrobiło, jak na lipiec przystało. Aktywność zawodowa z lekka spowolniła, bo co rusz ktoś gdzieś wyjeżdża lub stara się odciąć od pracy. Facebooki zarzucane są fotkami ze słonecznych plaż, upojnych wieczorów przy kieliszku wina, uśmiechniętych twarzy na tle zabytków. Każdy na swój sposób szuka odpoczynku i stara się celebrować każdy dzień wakacji. Podczas spacerów mamy wreszcie czas, by usłyszeć życie, które toczy się w zieloności traw i barwności kwiatów. Ale czy słyszymy siebie?

Mój czas wakacji to podróż w głąb siebie.

Po każdym wyjeździe przywożę, poza prezentami, wiele myśli o sobie i otaczającym mnie świecie. Ale w tym roku jest jakoś inaczej, mocniej, intensywniej. Co rusz dopadają mnie refleksje, które zdecydowanie nie czują się wakacyjnie. Utrwalam w głowie nie tylko mijane obrazy, ale całe stronice myśli mnie lub bardziej poukładanych. I czuję w sobie sporo niepokoju.

Szukając ostatnio w lesie miejsca na oddech, co jakiś czas napływały do mnie myśli, które falowały niespokojnie, jakby chciały mnie zatrzymać, jakby chciały zwrócić moją uwagę na tu i teraz. Zwalniałam wtedy kroku, by rozluźnić napięte do granic niemożliwości mięśnie i zatrzymać wzrok na zielonym obrazie lasu. Gdy przyspieszałam czułam, jakby nieźle wkurzone boginki leśne szarpały mnie z każdej strony chcąc wciągnąć mnie w siebie. Miałam wrażenie, że zaraz zapadnę się i zniknę, tak jak wtedy, gdy co dnia pędzę gdzieś przed siebie a z wielu stron wbija się w moje ciało ludzka głupota, zawiść i złość, a negatywne emocje innych oplatają mnie niczym pnącza winorośli. A mnie jest coraz mniej. Żeby choć fizycznie, ale tu proces jest odwrotny.

A może strażniczki lasu chciały mi powiedzieć, że czas zakończyć wojnę, którą od lat toczę sama ze sobą. Że nic nie muszę, ale wszystko mogę. Tylko, że nadal nie wiem jak odgonić te myśli, które ciągną mnie w dół, zamykają dopływ powietrza, zasmucają, zastraszają, porównują, krytykują, budzą lęki, przywołują demony. Walka jest nierówna, bo ich jest wiele, a ja jedna. Chciałabym już złożyć broń, spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie „jesteś wyjątkowa, jesteś odważna, jesteś wystarczająca”, tak jak mówi narrator w przecudnym picturebooku „Może”.

Może zatem bycie tu i teraz jest wystarczające. No bo to to co będzie jutro, stanie się teraz, a tam stanie się tu. Więc po co biec i o co walczyć?  

Może posłucham w końcu podszeptów.

Może.

Zwykły wpis

księgowość

jestem liczbą

nieskończonych

wzlotów i upadków

dodaję i odejmuję

mnożę i dzielę

miłości

zdrady

upojenia

zaspokojenia

rachunek zysków i strat

co roku

jest inny

tak

jak inna

jestem ja

Zwykły wpis

the dark side of the mirror

Obserwuję ją często, jak siedzi pochylona nad papierami, jak zamyślona przewraca strony książki lub zawzięcie pisze coś na klawiaturze. W jej oczach mieszka smutek. Twarz, niczym zapisana księga, opowiada o trudnych emocjach a zmarszczki są wspomnieniem wielu zasmuceń.

Kim jest?

Niewyraźnym odbiciem w lustrze.

Czyimś wspomnieniem.

Zapomnianym fragmentem życia.

Niedokończonym obrazkiem.

Notatką na marginesie.

Wyrwanym zdaniem z kontekstu.

Słowem niedokończonym.

Ale po drugiej stronie lustra staje się:

Pięknym odbiciem.

Czułym wspomnieniem.

Częścią życia.

Kolorowym obrazem.

Zapisanymi kartami.

Pełnym zdaniem.

Punktem odniesienia.

Już wiem, że jeśli chcę ją spotkać, to muszę przejść na drugą stronę zwierciadła.

Może już czas?

Zwykły wpis

Moje małe końce świata

Właściwie wszystko da się policzyć. Lata, miesiące, tygodnie, dni, godziny, sekundy. Uderzenia serca, ilość oddechów, mrugnięcia oczu, kości w ciele czy włosy na głowie. Aplikacje liczą nam kroki i spalane kalorie oraz sprawdzają ciśnienie. Banki kontrolują wydawane pieniądze. W samochodzie obserwujemy przejechane kilometry i spalone litry benzyny czy ropy. Lista jest tak długa, że nie sposób ją wypisać.

W szufladzie mam policzalne wspomnienia – listy i kartki od przyjaciół, wyznania miłości i słowa, które kiedyś raniły, a dziś są kroniką młodzieńczych relacji. Wpisy w pamiętniku są świadkiem policzalnych wydarzeń, spotkań, wzlotów i upadków. Mogę też siebie przeliczyć na średnie ocen ze szkoły, zaliczone egzaminy na studiach czy przeczytane lektury. Nie zapominajmy o ilości kilogramów, które zaległy w moim ciele i jakoś nie spieszą się z przeprowadzką. Czy zatem moje życie jest policzalne?

Raczej nie.

Na pewno nie.

Liczbom nie dają się ująć emocje, trzepotania skrzydeł motyli w brzuchu, czułe spojrzenia, pierwsze zakochanie, rozmowy do rana z przyjaciółmi. Można policzyć orgazmy, ale towarzyszące im uniesienia, już nie.

Nie umiem też policzyć moich końców świata. Gdy czas wydawał się już umierać, gdy serce szalało z rozpaczy a panika ogarniała każdy centymetr ciała. Smutek był bezkresny a myśli nie umiały się zatrzymać. Wtedy liczyłam, ale tylko na to, by nie zwariować i by ujrzeć świt.

Moje końce świata są niepoliczalne, ale zawsze ktoś podaje mi dłoń, gdy wydaje się, że już nie mam gdzie iść.

I tak już od dawna: 588 miesięcy i 2352 (plus minus) tygodni.

Dziękuję moim, nie dającym się ująć w liczby, przyjaciołom.

Zwykły wpis

Upadek

Czasem trzeba upaść.

Poranić o słowa pełne głupoty, połamać skrzydła, poczuć ból, który przenika całe ciało. A potem wstać, otrzepać się, skleić skrzydła i iść dalej.

Ale co, gdy ciągle spadasz i spadasz?

Długo i powoli. Obijasz się o ludzką głupotę, uderzasz o emocje, które nie są twoje, zahaczasz o kolce zawiści, wyświetlasz obrazy wspomnień, które już dawno wymazałaś, ale jak widać nieskutecznie. Czasem, niczym w tunelu strachu, wyskakują twoje prywatne demony, które schowałaś do szafy, ale jednak udało się im wydostać – w sumie, to i tak spadasz, wiec jest nadzieja, że rozbiją się o kolejny wyłom w skale.

A co gdy ty się roztrzaskasz?

No nic. Bo potem już nic nie będzie.

Ale jest nadzieja, że nie spadasz sama. A poza tym może został ktoś, kto rzuci linę i pociągnie cię ku górze.

Połamana, poobijana, poraniona, możesz iść dalej. A gdy znów zaczniesz spadać, pamiętaj, że nie jesteś sama.  

Zwykły wpis

Miejsce

Na początku był Chaos. A z niego powstały Grzeczność i Codzienność.

***

Jest takie miejsce w moim sercu, którego boję się dotykać. Znalazły tam schronienie wszystkie skrywane od lat pragnienia. Kiedyś pełne blasku, dziś pokryte kurzem i zapomniane. Czasem, któreś z nich próbuje uciec z tego mrocznego miejsca i spektakularnie wpada na salony, gdzie królują Pani Grzeczność i Pan Codzienność, a strażnik Porządek zaczyna wpadać w panikę, bo na utrwalanych od lat przekonaniach pojawiają się rysy i pęknięcia. Pragnienie rozpycha się na wszystkie strony powodując bałagan. Myśli walczą ze sobą wywołując Niepokój, który drzemie w kącie, ale zawsze jest gotowy do działania.

Serce targane przez emocje, rozpada się na kawałki, a ja siedzę cichutko w kąciku i jestem pełna obaw, czy uda mi się go znów posklejać. Czasem łzy dają wytchnienie. Kilka kieliszków wina rozładowuje natłok myśli.

Po jakimś czasie, na salony wraca Porządek, by przywrócić dawny ład i wytłumaczyć pragnieniu, że to nie jest miejsce dla niego. Odprowadzam je tam, gdzie je kiedyś ukryłam i jeszcze mocniej zszywam okruchy serca, by wzmocnić zabezpieczenia.

Na salonach znów panuje ład i porządek.

Serce trochę boli. I tak od lat.  

Zwykły wpis

Śmietnik

Mam w głowie śmietnik. Jest w nim wszystko. Myśli niepoukładane, strzępki wspomnień, pokreślone zapiski, tęsknoty, niespełnione marzenia, obrazy ludzi, którzy odeszli, fragmenty filmów z mojego życia i cała masa okruchów emocji wyrzucanych w pośpiechu. Nie wiem jak je segregować i czy w ogóle nadają się do recyklingu, o upcyklingu nie wspominając. Choć czasem te myśli niepoukładane stają się wpisem na blogu i czy to już artystyczne przetwarzanie śmieci? Cholera wie 😊.

Z jednej strony lubię ten swój śmietnik, bo jest niezwykle różnorodny, a z drugiej stwarza on wiele niewygodnych sytuacji, gdy próbuję coś szybko sobie przypomnieć, odtworzyć obraz, a tu nigdzie nic nie mogę znaleźć, tak zresztą jak kluczyków od samochodu w torebce. Poza tym bywa męczący, bowiem odpadów wciąż przybywa, a pojemność jednak jest ograniczona. Czasem czuję, jak myśli kłębią się, nie mogąc nigdzie znaleźć miejsca i w mojej głowie panuje chaos. Ale bywają momenty, gdy rzeczy łączą się ze sobą, wskakują na odpowiednie miejsce, a ja czuję się jak Vasco da Gama dopływający do Indii 😊. Odkrywam!

Zatem może zostawię ten śmietnik takim, jakim jest i czasem tylko odkurzę wspomnienia, powyrzucam niepasujące do niczego klocki, przetworzę myśli na krótki tekst i poczuję, że moje emocje żyją w duchu zero waste.