Żwirek i Muchomorek, czyli o różnicach
My z moją małżowinką jesteśmy jak Żwirek i Muchomorek, piekło i niebo, dwa bieguny, słońce i księżyc… Rozmijamy się w naszych zainteresowaniach a nasze mózgi mają inne oprogramowania, choć czasem uda nam się obejrzeć z zaciekawieniem film, który wybieramy po dłuuuugich poszukiwaniach… no i w sumie muzykę lubimy podobną 😊. Co do spraw zawodowych, to nasze światy są w odległości milionów lat świetlnych.
Ale dobrze wychodzi nam podróżowanie. Pomysły małżonka nie należą do standardowych, więc jak pada z jego ust „a gdybyśmy pojechali…”, to wiem, że nie zaproponuje wakacji all inclusive, nie wybierze wczasów nad Bałtykiem no i oczywiście przelotu samolotem (swoją drogą, wie, że ja się boję latać). Najlepiej jest podróżować samochodem, bo przecież można nazwozić lokalnych produktów, które przez długi czas będą głaskać nasze kubki smakowe, a poza tym wszędzie dojedziesz, gdzie tylko zapragniesz – no prawie wszędzie.
W tym naszym podróżowaniu kocham elastyczność, której często brakuje nam na co dzień, bo ograniczają nas zapisane kalendarze oraz granice, które stawiają nam ludzie i ich ściśnięte półdupki 😊. Luz jaki pojawia się wraz z przekroczeniem granicy (może być i województwa), pozwala na odrzucenie postronków i klatek. Ograniczenia stają się jakby mniej ograniczające. Pomięte koszulki, skarpetki z dziurami, klapki, brak ciepłej wody itp. to jakieś mało znaczące pierdoły.
I tak jeździmy. I tak chodzimy. I tak chłoniemy.
Dotykamy czegoś niezwykłego – atmosfery, które tworzą malutkie wsie, niewielkie miasteczka, wielkie aglomeracje. W każdym mijanym domu mieszka człowiek ze swoją historią. Nie znamy jej, ale czasem gdy porozmawiamy ze sklepikarką, właścicielem campingu lub apartamentu, uchylają oni przed nami swoje tajemnice. Na ich twarzach zagaszcza uśmiech, na chwilę zostawiają z boku rolę przedsiębiorcy, tak jak i my zresztą, tylko snują swoją opowieść. I jak każda, jest ona fascynująca, bo każdy z nas jest jedyny i wyjątkowy, więc i ta historia taka jest.
W podróżowaniu jest jakaś magia.
Zapachy są jakby intensywniejsze – pachną nie tylko potrawy, ale całe miasta mają swój niepowtarzalny aromat. Smaki też! Uwielbiamy smakować tego, czego nie znamy, co najlepiej wyrosło, lub zostało wyhodowane na ziemi, przez którą wędrujemy. Kubki smakowe mają nieustający bal i zapraszają do tańca nowe potrawy i napoje.
Zachwyca nas też muzyka miast i miasteczek. Czasem to kakofonia dźwięków, a często całe utwory pełne niezwykłych rytmów. Pięknie jest też posłuchać ciszy, bo po chwili dociera do naszych uszu życie lasu, łąki czy pola pełnego dojrzewającego zboża. Ale dla mnie najpiękniejsza jest muzyka morza, gdy szum fal tworzy utwór pozwalający na zatopienie się w niezwykłości świata.
Podróżowanie to poznawanie świata, który jest tak barwny i różnorodny, że nie sposób go czasem ogarnąć. To również poznawanie siebie i swoich emocji. Czasem widok wschodzącego słońca na plaży pobudza jakieś delikatne struny tak mocno, że łzy spływają po policzkach. Obrazy, które obserwujemy zostają na stałe nie tylko w naszych kadrach fotograficznych, ale też w pamięci, która jest jak wielka księga życia. Zapisujemy tam najpiękniejsze chwile, do których możemy wracać, gdy smutek wprowadza się do naszego życia. Podczas tych podróży mamy też czas na rozmowy z najbliższymi. I ze sobą. Takie sam na sam w towarzystwie szumu fal, to może być trudny moment, bo czasem zamiast słuchać siebie, to wolimy siebie zagłuszać, zagadać. A gdy staniemy tak samiusieńcy na przeciw potęgi natury, to nie ma wyjścia, trzeba pogadać ze sobą.
Lubię to nasze podróżowanie. Nieoczywiste spotkania, zaskakujące kierunki, nieustającą niepewność jutra i miejsc, które na nas czekają. Nic nie jest zapisane w kalendarzu (ten został w domu). Mamy siebie na wyłączność. Jest bliskość, która czasem w codzienności umyka. I choć jesteśmy jak Żwirek i Muchomorek, to te nasze różnice łączą nas pięknie. I może o to chodzi w tej naszej wspólnej podróży.