Zazdrostka
Przyjaciele kupili piękny dom. Jestem w zachwycie, że znaleźli swoje miejsce na ziemi, że urządzili go z duszą i są w nim szczęśliwi. Troszku im zazdroszczę – ale głównie tego, że mają coś, o czym marzę.
Koleżanka poznała cudownego faceta. Przystojny, bogaty, troskliwy. Cieszę się jej szczęściem, bo po rozwodzie nie było jej łatwo. Nie zazdroszczę jej jednak, bo mam swojego – może mniej przystojnego (ale lubię patrzeć na jego twarz, gdy zaspany rano otwiera oczy, a jak ubiera granatową bluzę z kapturem porusza wiele czułych punktów w moim ciele), mniej bogatego (ale nie narzekam!) i na swój sposób troskliwego (trochę czasu zajęło mi, żeby to dostrzec). Zazdrość budzi się raczej we mnie, gdy ta moja małżowinka zagłębia się w rozmowie z jakąś uroczą, piękna (w sumie, to nie wiem, czy ona taka piękna 🙂 ) kobietą.
Znajomi lądują właśnie w Lizbonie. W sercu ukłuła mnie zazdrostka, że od tak dawna nigdzie nie byliśmy, a bardzo lubię te nasze wspólne podróże. Ale po chwili wyjęłam kolec, bo przecież też możemy i pewnie za jakąś chwilę znów podążymy za podróżniczymi marzeniami. To co nas blokuje jest w nas, no może trochę okoliczności covidowe nie sprzyjają, ale myślę, że ruszymy z odwagą doświadczać przyjemności z poznawania świata.
Och jak chciałabym umieć pięknie rysować. Ale nie umiem. Trochę zazdroszczę tym, co talent mają w palcach trzymających pędzel, kredkę, ołówek czy rysik do tableta. Albo pięknie śpiewają, gdy z mojego gardła wydobywa się pienie. Niczym koguta o poranku. No cóż. Te talenty nie są mi dane, ale na szczęście mam inne! I cieszą mnie bardzo. Dzięki temu, że każdy z nas ma to COŚ, to uzupełniamy się i nasze umiejętności tworzą piękne dzieła. Na naszą miarę i ku uciesze innych.
Patrzę też z wielką zazdrością na figury moich koleżanek (bo na te z gazet nie spozieram, bo wiem, co można zdziałać w programach graficznych) i wzdycham sobie w myślach, że też tak bym chciała. Ale tu jest jedna rada. Trzeba dać sobie kopa w tyłek i ruszyć do działania. Pogadać sobie ze sobą, by to co w głowie siedzi, odpuściło. I może skorzystać z pomocy, bo samemu niezwykle trudno (ale o tym, to muszę kiedyś napisać osobno). Ważne, by nie czekać na cud. I niech zazdrość będzie świetnym impulsem do działania.
Zazdrość. Jako jeden z siedmiu grzechów głównych może przysparzać bólu głowy. No bo jakże tak zazdrościć, kiedy to grzech. No można i trzeba. Wręcz dziwnym byłoby, gdybyśmy byli pozbawieni zazdrości. Z psychologiczne punktu widzenia jest nam takie uczucie potrzebne a jego szkodliwość pojawia się w momencie, gdy przekroczymy granice i zaczniemy na przykład obsesyjnie podejrzewać o zdradę naszego partnera. Ale miejmy nadzieję, że zespół Otella nie jest czymś, co dotknie nasze związki.
Zazdrość może być mobilizująca do działania. Dodająca odwagi. Może dawać przysłowiowego kopa. Ważne, by nas nie ciągnęła w dół, a myślenia o tym, iż ktoś ma coś, czego my nie mamy, nie wprowadzało nas na tereny depresyjne. Świetnie, że nasi przyjaciele czy znajomi radzą sobie doskonale. My też możemy. Może w innym obszarze, na inną skalę, ale nie sztuka w tym, by być jak każdy, ale czuć się dobrze ze sobą.
Kochamy śpiewać – śpiewajmy. Kochamy malować – malujmy. Kochamy pisać – piszmy. Nie musimy od razu występować na scenach największych stadionów, wystawiać naszych dzieł w wybitnych galeriach sztuki, czy wydawać naszych książek niczym Remigiusz Mróz. Niech zazdrość pozwoli nam realizować swoje pragnienia i marzenia. Może małymi krokami, ale konsekwentnie do przodu.
Miejmy odwagę zazdrościć. Miejmy odwagę mówić prawdę. Miejmy po prostu odwagę.