Zażalenie
Żali Ci u mnie pod dostatkiem. Tych od straty, od rozczarowania kimś, od niewykorzystanych momentów, od poczucia krzywdy, od…od… Lista byłaby długa.
Nie lubię ich. Przychodzą, nie pukając wchodzą jak do swojego domu, zasiadają w ulubionym fotelu i tkwią tak latami. Z drugiej strony to ja je stworzyłam. Najpierw narysowałam kontur ołówkiem, potem pociągnęłam markerem (mam wrażenie, że permanentnym) a z biegiem lat dorzuciłam kolorów, tak, by barwna opowieść o krzywdach mieniła się niczym tęcza.
Czasem z nimi rozmawiam. Tłumaczę, że już się przedawniło. Że nie ma sensu zanurzać się w bolesnych wspomnieniach, bo są one jak oblepiająca maź, zatem kąpiel w nich nie jest relaksującym seansem w SPA. Mówię im, że czas abyśmy zaakceptowali rzeczywistość. Pozwolili odejść duchom, ale też i realnym ludziom. Ale uparte toto jak osioł. Każdy z żali i wszystkie razem, przywiązały się do miejsca, wręcz zapuściły korzenie niczym stare drzewa, a tych się nie przesadza. Czyli, że trzeba wyciąć? Pracochłonny to proces, a sił niezbyt wiele. Siekiera przytępiona, a piły obsługiwać nie umiem. I znów klasyczna pupa.
Zatem trzeba z nimi żyć. Jak z trudnym lokatorem, co to klapy nie zamyka w toalecie, zostawia naczynia w każdym kącie, tłucze się po północy i chrapie. Ale jakby go zabrakło, to jednak nastałaby jakaś pustka. Żal nawet? 🙂
Ale reasumując, to do kogo mam wysłać zażalenie na żale?