Za jeden uśmiech…
Natknęłam się ostatnio na myśl Marka Twaina: Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. I mocno ona zachwiała moim kręgosłupem, który i tak już nie jest zbyt stabilny.
No bo, wygląda na to, że trzeba podejmować ryzyko, nawet wtedy, gdy koszty będą bardzo duże. Ale jeśli go nie podejmiemy, to będziemy żałować, że tego nie zrobiliśmy. W sferze zawodowej, jest to dla mnie dość jasne, ale gdy chodzi o uczucia i emocje, to sprawa zaczyna się komplikować. Bo jak kiedyś ktoś mi bardzo ładnie napisał: „czasem chcemy unikać burz a raz wolimy walczyć, ale zawsze jest jednak inaczej i nie sprawdzimy tego, jak będzie, dopóki tego nie przeżyjemy”. No właśnie, dopóki nie przeżyjemy, to nie będziemy wiedzieli, więc stracimy być może coś ważnego.
Czyli ryzykować? Pięknie przypomniała mi moja Przyjaciółka ostatnio, co powiedział Seth w jednej z ostatnich scen w „Mieście Aniołów”, że za jedną minutę spędzoną z Meggi, za jeden jej uśmiech, oddałby całą wieczność…
Czyli, że trzeba ryzykować? A może my źle to rozumiemy. Często myślimy, że trzeba podejmować ostateczne decyzje, że ktoś wymaga od nas deklaracji, a może chodzi właśnie o uśmiech, o bliskość, o ciepło i o to, by być ważnym i czuć to. Gdy bardzo pragniemy miłości i szukamy jej dramatycznie, to i dramatycznie kończymy, ale jeśli czerpiemy z życia po troszku, powoli, ale całym sobą, to jest szansa, że nam się uda, że będziemy kochani i że sami będziemy kochać.
Trzeba ryzykować. Trzeba spełniać marzenia i szukać szczęścia, bo mamy obowiązek być szczęśliwi.
Czasem trzeba zaryzykować nawet dla jednej chwili, dla jednego uśmiechu….