Ta strona używa cookies Google Analytics.
Czytaj więcej na policies.google.com

Czyli blog o tym, że kręgosłupowi moralnemu może czasem wypaść dysk.

Lista wpisów

Wywołana do tablicy

Tej nocy miałam sen. Zostałam wywołana do tablicy. Pani Profesor Aleksandra popatrzyła na mnie spod okularów i powiedziała:

– Dobry tekst moja droga o tym wybaczaniu, dobry.

– Dziękuję Pani Profesor.

– A kochasz Ty siebie moja duszko?

Spojrzałam na nią z zaskoczeniem. Skąd ten język i gdzie ja właściwie jestem? Ale nie miałam zbyt wiele czasu na rozkminianie, bo padło raz jeszcze to pytanie.

– No kochasz?

Zaczęłam gorączko szukać natchnienia w obrazach, które wisiały na ścianach auli, ale zobaczyłam tylko dumnie wpatrujące się w dal portrety, które niewiele mogły mi pomóc.

– Nie wiem Pani Profesor – wyjąkałam.

– No to może czas się dowiedzieć? – Pani Profesor wstała i ruszyła w kierunku drzwi. Ale przed wyjściem odwróciła się jeszcze i powiedziała.

– Miłość do siebie to najtrudniejsza z miłości. Musimy zaakceptować naszą historię i przestać ze sobą walczyć. Pomyśl nad tym jak się obudzisz.

I obudziłam się. Pamiętałam każde uniesienie brwi Pani Profesor, kolor ścian auli, dumne portrety, ale najmocniej zapamiętałam strach, który ogarnął mnie, jak przed każdym egzaminem. Znów nie znałam odpowiedzi na pytanie. Nie odrobiłam lekcji. A jeśli to był najważniejszy z egzaminów?

Szybko sięgnęłam po pióro i kartkę, na której zaczęłam zapisywać swoje bitwy. O ciało, o niego, o dzieci, o akceptację, o poczucie wartości, o miłość… Ile z nich wygrałam, a na polach ilu poległam pełna ran? Podsumowanie nie wypadło zbyt dobrze, więc pomyślałam nad tym, czy umiem wybaczyć sobie potknięcia, złą taktykę, nieprzemyślane decyzje, zadane rany, słowa zbyt wielkie, czyny zbyt małe, złość, niedoskonałości, wypity o jeden za dużo kieliszek, histerię niepotrzebną, zagraną niczym gwiazda dziewiętnastowiecznej sceny, manipulacje drobne, by zyskać chwilę uwagi i wiele innych, od których zapełniała się biała przestrzeń kartki.

Wybaczenie sobie jest drogą do pokochania siebie. Ale droga ta kręta, pełna zasadzek, roślin trujących, bluszczy, energetycznych wampirów czających się wśród drzew.  

Czy umiem ją pokonać, nie wiem. Samej podróżować jest trudno, ale z bliskim człowiekiem jest już łatwiej. Więc może jest nadzieja.

Profesor Aleksandro, pamiętam jeszcze z mojego snu Pani czerwone szpilki, które są dla mnie symbolem odwagi i pewności siebie. Jeszcze i ja kiedyś takie założę.