Usterki
Wydrapałam się na górę. Nie była zbyt wysoka, ale moja kondycja jest niczym sflaczała dętka od roweru – daleko na niej nie zajedziesz. Gdy tak krok po kroku parłam na szczyt ogarniało mnie coraz większe podniecenie. Przed oczami widziałam już siebie jako triumfatorkę wbijającą flagę ze swoim imieniem. Duma rozpierała moje ciało, które ostatkiem sił pozwalało na kolejne ruchu. Dysząc niczym lokomotywa zrobiłam ostatni krok, by stanąć na szczycie swoich możliwości.
I cóż… widoki nie zachwycały. Po horyzont szarość, która gdzieniegdzie przechodziła w wyblakłe róże i niebieskości.
Zabrakło farb? – pomyślałam – gdzie moja wymarzona panorama gór, feeria barw, błękitne niebo pełne obłoków, kolorowe ptaki i motyle, słońce, które, niczym pociągnięciem pędzla, maluje złociste refleksy… gdzie to wszystko?
– Hej! Jak tu pięknie!
Obejrzałam się i zobaczyłam jak lekkim krokiem podchodzi do mnie Ona. Uśmiechnięta, pełna werwy obserwowała widok ze szczytu jakby zobaczyła jeden z siedmiu cudów świata.
– Te kolory mogą człowieka doprowadzić do szaleństwa! – zwróciła się do mnie – natura jest najcudowniejszym malarzem.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Jakie widoki? Jakie kolory? Czy ona ma halucynacje?
– Kim jesteś? – zapytałam nieśmiało.
– Twoim poczuciem wartości kochana – uśmiechnęła się czule do mnie.
– Że kim? Czym? – moje oczy zapewne upodobniły się do talerzyków z najpiękniejszej kolekcji filiżanek mojej babci – ja nie mam poczucia wartości, a jeśli jest to na pewno jest karłem, a nie piękną kobietą.
– A jak często masz sposobność się z nim widywać? No właściwie ze mną? Schowałaś mnie tak głęboko…
– Ale jak widać odosobnienie ci nie zaszkodziło. Wyglądasz olśniewająco.
– Kochana, bo dbałam o siebie, czego nie można powiedzieć o tobie.
– Dzięki!
– No nie unoś się tak. Od lat karmisz innych uważnością, wrażliwością i to oczywiście jest fantastyczna postawa, ale zapominasz o nakarmieniu siebie.
– Przesadzasz…
– Nie sądzę. Obserwowałam cię dniami, miesiącami, latami. Rzadko pozwalałaś mi wyjść z ukrycia, choć wiedziałaś, że razem byłoby nam lepiej. Ale inni byli ważniejsi.
– Co ty tam wiesz. Pomaganie innym … pomaga mi.
– A może szukasz poklasku?
– Przecież wiesz, że nie.
– Więc dlaczego ciągle odrzucasz mnie i swoje potrzeby na rzecz innych?
Popatrzyłam na nią z wielkim smutkiem.
– Nie umiem siebie zaakceptować, bo ciągle jest coś we mnie do naprawy.
– Każdy nosi w sobie jakieś „usterki”, bo życie ciągle nas doświadcza. Ale to nie znaczy, że wymagamy generalnego remontu. Jak skrzypią drzwi, to ich nie wyrzucasz, tylko wystarczy kropla oleju, by je wyciszyć, a jak zabraknie powietrza w kole, to dopompowanie załatwia sprawę. Jestem częścią ciebie i wiem, że zasługujesz na to, by popatrzeć na świat moimi oczami.
– Jak mam to zrobić?
– Przyjrzyj się sobie oczami swoich dzieci i przyjaciół.