Ta strona używa cookies Google Analytics.
Czytaj więcej na policies.google.com

Czyli blog o tym, że kręgosłupowi moralnemu może czasem wypaść dysk.

Lista wpisów

Taniec

Panicznie boję się śmierci. I nie pomaga mi świadomość, że jest nieunikniona, dotyka każdego i nie wiemy, kiedy nasze życie dobiegnie końca. Od lat towarzyszy mi niepokój związany z odchodzeniem najbliższych, tych, których kocham. Widziałam już niejedno pożegnanie – ciche i spokojne, gwałtowne i zaskakujące, a także długie, pełne cierpienia.

Boję się też własnego tańca śmierci. Nie jestem najlepszą tancerką i nie wiem, jaki rytm mi będzie towarzyszył. Czy nauczę się kroków, układu? Kto mi będzie partnerował? Jaki będzie ten ostatni taniec i czy będę mogła wybrać muzykę? Zakładam, że nie będzie mi towarzyszyła ekscytacja, jak przy wyborze utworu do pierwszego tańca na weselu, ale trema – ta pewnie już tak, przy pierwszych taktach.

Panicznie boję się śmierci, bo moja głowa, poza umiejętnością przenoszenia mnie do magicznych krain, gdy tworzę bajki, potrafiła ściągnąć mnie nie raz do piekła. Pozwalała mi wierzyć, że umieram. Ataki paniki przenosiły mnie na granicę, której tak bardzo boję się przekroczyć. Gwałtownie poszukiwałam powietrza i czułam, że nie dam rady go w siebie wtłoczyć. Moje gardło sztywniało, a ciało ogarniał lęk, którego nie potrafię opisać, ale noszę w sobie jego pamięć.

Ale na tym nie koniec, bo moja głowa kochała bawić się też moim sercem. Owszem, jest w nim pewna szpara i mam świadomość, że może kiedyś będzie potrzebowało pomocy, ale tak ogólnie – ma się dobrze. Jednak nie raz i nie dwa przeżywałam klasyczne objawy zawału serca. I choć po pewnym czasie nauczyłam się rozpoznawać, że to nie jest ten moment, to zamierałam, gdy umierałam. To było tak realne doświadczenie, że tych kilka chwil potrafiło wystraszyć mnie na śmierć – nomen omen. I nie był to ani syndrom złamanego serca, ani nagły skok adrenaliny, które faktycznie mogą wywołać śmiertelne konsekwencje. To była tylko moja głowa, która świetnie się bawiła. Ja już zdecydowanie mniej.

Podsumowując – śmierć mnie nie przeoczy i zapewne zaprosi do ostatniego tańca. Kiedy? Tylko siła wyższa może znać odpowiedź na to pytanie. Czy nadal będę się jej bać? Oczywiście. Czy tak panicznie? Nie wiem. Ale jeśli po drugiej stronie spotkam tych, którzy już tam się zadomowili, to świadomość posiadania i tam przyjaciół wydaje się być pewnym argumentem za oswojeniem śmierci. No i fakt, że jest nieunikniona, również przemawia za tym, by się jej aż tak bardzo nie bać.

Być może warto myśleć o niej nie jak o nieuniknionej katastrofie, ale jak o gościu, który pewnego dnia zapuka do drzwi – i choć nie chcemy jej witać, to możemy nauczyć się akceptować jej istnienie. Nie jako wroga, ale jako część życia, która przypomina nam, jak bardzo warto je pielęgnować.

Zatem skoro nie wiemy, ile mamy czasu, to możemy żyć pięknie – z czułością dla samych siebie i z troską o najbliższych, pielęgnując każdy dzień, jakby był tym najważniejszym.