Tańce, hulanki…
Jest taka samotność, która chowa się w zakamarkach serca. Siedzi tam cichutko, nie daje o sobie znać, bo wie, że musi poczekać na odpowiedni moment, by wyjść ze swojej kryjówki. Czasem wychyli się, rozglądnie, ale gdy widzi, że tyle ludzi dookoła, chowa się. Wie, że jeszcze nie czas.
Nie ma przyjaciół, bo najlepiej czuje się sama ze sobą. Rośnie powoli, żywiąc się smutkiem. Zasiewa zwątpienie. To jej ulubiona czynność. Robi to ukradkiem, bo wie, że w pełnym świetle zostałaby szybko spacyfikowana. Ale zasiewa ziarno niepokoju i patrzy jak ono kiełkuje. Podlewa je czasem bezsilnością. Cieszy ją każda destrukcyjna myśl. Uwielbia upadki, a złości przy wzlotach, bo ma świadomość, że nie ma szans na zaistnienie. Ale czeka cierpliwie. Wie, że w końcu zostaniesz sama z myślami i to będzie jej moment. Wejdzie cała na biało, by ogłosić triumfalnie „jesteśmy same”.
Zaczynasz się szarpać wtedy z myślami, ale dobrze odżywiona samotność, jest silniejsza od ciebie. Nie daje ci koła ratunkowego, nie pozwala na telefon do przyjaciela, a opcja pół na pół i tak ci nie pomoże, bo niby w czym? Więc zostajecie same. I wtedy zaczyna się bal. Zwątpienia rosną na potęgę. Smutki i niepokoje zaśmiecają głowę. Trwają tańce, hulanki, swawole. A ty stoisz pod ścianą, bo nie masz dokąd uciec. Przed samą sobą?