Ta strona używa cookies Google Analytics.
Czytaj więcej na policies.google.com

Czyli blog o tym, że kręgosłupowi moralnemu może czasem wypaść dysk.

Lista wpisów

Sześć godzin. Część II

W ten sposób minęły mi dwie godziny. Zostały cztery jak wynikało z prostego rachunku, a ja nadal nie wiedziałam jak mam ten czas wykorzystać. Znów tysiące myśli przeleciało mi przez głowę – tysiące czytaj kilka, ale tak przecież lepiej brzmi. W końcu zdecydowałam się na ciepły salon z telewizorem i herbatą. Połączenie wyśmienite, choć gorąca herbata poparzyła mnie w usta, ale po walce z kominkiem, byłam już zaprawiona w bojach. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, iż większość programów nie działa, poza jednym, gdzie nadawano programy komitetów wyborczych. Nie, tego to już było za wiele. Jeszcze kilka dni temu mój szanowny małżonek zapewniał mnie, że telewizja i internet na wsi działają wyśmienicie. Zatem powinny śmigać z prędkością światła, i może właśnie tak śmigały, że nawet ich nie zauważyłam?

I minęła mi kolejna godzina. Zostało mi raptem trzy. Wiedziałam już, że nie zaszaleję, więc postanowiłam zjeść spokojnie obiad i zasiąść do poprawiania tekstów bajek. Nie wiem jak to się stało, ale otwarłam nowy dokument i zaczęłam pisać. Poplątane w głowie słowa zaczęły się układać w mniej lub bardziej sensowne myśli, które od zawsze były gdzieś we mnie, ale nie umiałam ich przenieść na papier, aż do dziś. Po dłuższej chwili klepania w klawiaturę zaczęłam się zastanawiać po co ja to piszę. Przecież żadna ze mnie Bridget ani tym bardziej Jones, więc nie zacznę pisać pamiętnika. Kolejnej Lalki nie popełnię, może i dobrze. Jestem co prawda trochę jak Siłaczka, ale literatura pozytywistyczna, nigdy nie należała do moich ulubionych, więc może pozostawię ten styl innym. Więc po co? I wpadłam na myśl, że tylko w ten sposób, zamiast spalać samą siebie w kominku, mogę się rozprawić ze swoim strachem przed samą sobą i z tym co we mnie siedzi. Pisanie to taka forma ekshibicjonizmu emocjonalnego. Bez względu jak bardzo staramy się tworzyć fikcyjne światy i postaci, to zawsze wrzucamy w nie cząstkę siebie. I teraz zastanawiam się jak bardzo mogę się „rozebrać”, by nie przekroczyć cienkiej granicy przyzwoitości.