Ta strona używa cookies Google Analytics.
Czytaj więcej na policies.google.com

Czyli blog o tym, że kręgosłupowi moralnemu może czasem wypaść dysk.

Lista wpisów

Szafa

Ubrana jestem w słowa. W zależności od pogody wrzucam na siebie jedno lub kilka. Czasem robię to z uważnością, innym razem wkładam je na oślep.

Ale nie wszystkie są moje. Niektóre dostałam w podarunku, inne wrzucono na mnie bezmyślnie. Są i takie, które celowo miały mnie zranić.

Jednym z pierwszych, które mnie dotknęło, było GRUBA. Ocierało się o mnie nieprzyjemnie jak szorstki sweter albo zbyt ciasna sukienka. Ale prawdziwie bolało dopiero wtedy, gdy wypowiadał je ktoś bliski.

Z biegiem lat przybywało kolejnych. Wieszałam je w szafie, układając według kolorów, rozmiaru i ilości głosek. Dobierałam je niczym słowomistrz – zależnie od okoliczności. Nosiłam suknie utkane ze smutku, rozciągnięte swetry od wstydu, ale zdarzały się też barwne chusty pełne radości.

Moja szafa pękała od słów, które przepychały się, bym je założyła. Ale najczęściej wybierałam bezsilność i lęk, na które narzucałam zadowolenie, samodzielność, niezależność. Uszyłam z nich zbroję – miała chronić mnie przed spojrzeniami i pytaniami. Przed światem, który uwielbia oceniać i wytykać błędy.

Nie chciałam korektorów ani redaktorów, bo musiałabym ich wpuścić do mojej szafy pełnej słów. A one, układając się w historię, mówiły prawdę o mnie.

Więc wiszą – niektóre zapomniane, inne zakurzone, powycierane, zacerowane. Czekają, pełne niepokoju, na swoją kolej. Na dzień, w którym założę je i z dumą będę nosić.

Ale jest jedno słowo, którego nie zawieszam w szafie. MIŁOŚĆ.

Bo jej nie noszę na sobie, lecz w sobie.