Ta strona używa cookies Google Analytics.
Czytaj więcej na policies.google.com

Czyli blog o tym, że kręgosłupowi moralnemu może czasem wypaść dysk.

Lista wpisów

Szafa

Gdzie mieszka wstyd? I czy sam jest zawstydzony, czy raczej przychodzi, by zawstydzać innych?

Wiem, jak go sobie wyobrażam. To wampir – nie taki z bajki, ale ten, który wysysa ze mnie dobre myśli, a zostawia tylko te, które ranią: „Jestem zła. Nie dość dobra. Nie dość właściwa”. Sartre nazywał wstyd „wewnętrznym krwotokiem” – więc ta metafora wampira wydaje się być na miejscu.

Czego się wstydzę?

Kiedyś wstydziłam się cała. Patrzyłam w lustro i widziałam… potwora. Czułam pogardę, bo nie potrafiłam o siebie zadbać – nie umiałam „zrzucić” tych kilogramów, zmieścić się w standardy.  Dziś… ciągle to w sobie noszę. Ale teraz bardziej wstydzę się tego, że wystarczyłoby zrobić cokolwiek, by sobie pomóc – a nie robię tego.

I właśnie ten wstyd paraliżuje. Im bardziej się wstydzę, tym więcej we mnie rezygnacji. Więc nic nie robię. Więc tyję.  I tak zataczam krąg. Znów jestem na początku tej historii.

W tym moim cielesnym wstydzie było sporo słów z zewnątrz. Słów, które chcąc nie chcąc – bardziej nie chcąc – zawstydzały: „Musisz coś ze sobą zrobić, bo nikt cię nie pokocha.”„Jesteś za gruba, pomyśl o zdrowiu.”

Wstydziłam się też czynów – tych młodzieńczych. Pamiętam jedno wakacyjne wydarzenie… z czasów młodości durnej i chmurnej. Za dużo alkoholu, za mało rozsądku. Wstyd tak wielki, że przez długi czas chodziłam wiejskimi ścieżkami, byle tylko nie spotkać rodziców moich przyjaciół. Minęło niemal trzydzieści lat, a ja wciąż się rumienię na samo wspomnienie.

Wstydziłam się też niewiedzy.

Że nie jestem dość wykształcona. Że nie znam się na najnowszych trendach w sztuce. Że nie czytam tak dużo, jak „powinnam”. Że nie bywam w teatrze. Że nie nadążam. Że nie wiem. Ale to się zmienia. Z każdym rokiem coraz bardziej… mam na to wszystko wywalone. Wiem, co wiem. A to, czego nie wiem – to nawet nie wiem, że tego nie wiem :).

Gdzie więc mieszka mój wstyd? Myślę, że w szafie.

Mam taką starą szafę, pełną zakamarków. Tam chowam wszystko, czego nie chcę światu pokazać: ciemne strony, trudne myśli, bolesne wspomnienia. Przekonania, które noszę jak odziedziczone ubrania: „Musisz być silna.”„Nie okazuj emocji.”„Nie płacz publicznie.” I emocje: gniew, złość, zazdrość, tęsknotę.

Mój wstyd lubi tę szafę. Uwielbia mrok. Siedzi cicho i szepcze: „Jeśli zobaczą to, co w tobie prawdziwe, przestaną cię lubić, szanować, kochać.”

Szafa jest już pełna. Nie wiem, czy coś jeszcze się tam zmieści. A im dłużej trzymam coś w środku – tym bardziej mnie to przygniata.

Jeśli kiedyś odważę się zajrzeć do tej szafy – z czułością, z łagodnością, bez pogardy… Może się okaże, że to, czego się wstydzę, jest po prostu ludzkie. I może nie takie straszne, jak myślałam. I kiedy wpadnie do tej szafy promień światła i myśl „To nic złego, że tak się czujesz, że tak myślisz” to wstyd zamilknie – bo on nie lubi światła, jak to wampir :).