Spacer
Dzisiejszy spacer po cmentarzu był pełen refleksji.
Nie. Nie nad przemijaniem. Sama jestem zaskoczona jaka myśl naszła mnie a właściwie napadła, niczym atak paniki. Czy Pani Helena, Pani Zosia, Pan Stanisław i tysiące innych pań i panów, dziewcząt i chłopców, odeszli będąc w pełni wystarczającymi dla siebie i swoich bliskich.
Skąd ta refleksja? Z życia. Tego doczesnego oczywiście.
– Czwórka? A czemu nie piątka (to czasy, gdy szóstek jeszcze nie było na skali ocen)?
– Nie stać cię na świadectwo z paskiem?
– Nie jestem tak dobra jak ona.
– Nigdy nie dotrę tak daleko jak on.
– Znów im się udało a mnie nie.
– Jestem gorsza od niej.
– Nie zasługuję…
– Mogłam się lepiej przygotować.
Wymieniać dalej? Lista według mnie jest tak długa jak długie jest nasze życie, któremu towarzyszy nieodłącznie myśl „nie jestem wystarczająca/y”.
Ale dla kogo. Dla mamy, taty, babci, dziadka, brata, siostry, cioci, wujka, przyjaciółki, przyjaciela, męża, dzieci, pani wychowawczyni, pani dyrektor, szefa, szefowej, pani w urzędzie, pani w …
W końcu na miłość i akceptację trzeba zasłużyć. Nic nie dostaje się za nic.
A konsekwencje?
Nieustanne udowadnianie całemu światu, że jestem wystarczająca. W każdej minucie i godzinie, w każdym centymetrze i metrze, w każdym punkcie na mapie. Za kierownicą i poza nią, w pracy i w domu, w szkole i, śmiem twierdzić, że w przedszkolu. W łóżku, w wannie, przy okazji i bez.
Tylko czy mi czegoś brakuje? No dobra – słuchu trochę, wzroku sokolego, lotności umysłu w dziedzinach nauk ścisłych, umiarkowania w jedzeniu i piciu, zasięgu w komórce, benzyny w baku, czasem pieniędzy, zdarza się, że odwagi i czasu.
Zatem może warto w końcu dać sobie siana z porównywaniem i braniem wszystkiego do siebie i na siebie. Czas przestać uprawiać mobing, który skierowany jest we mnie, bo przecież nie wygram sama ze sobą w sądzie pracy :).
Tak sobie myślę, że zamiast pisać sto razy w zeszycie w szóstej klasie „nie będę kopała kolegi w kostkę”, powinnam była tysiąc razy napisać „jestem wystarczająca”.