Słowa
Popatrzyłam na datę ostatniego wpisu i uświadomiłam sobie, że sporo czasu od niego minęło. Zatem zadałam sobie pytanie, czy byłam aż tak zajęta, czy też nie miałam nic do powiedzenia. I chyba nie wiem jaka jest ostateczna odpowiedź, ale …
Towarzyszy mi ostatnio taka myśl, że tak wielu ludzi ma tak wiele do napisania. Dzielą się swoimi spostrzeżeniami, piszą innym jak żyć, co jest lepsze a co gorsze, dają wskazówki, radzą niepytani o radę. I generalnie wolność słowa daje takie przyzwolenie na pisanie tego co myślimy, tylko zastanawia mnie skąd to głębokie przekonanie, że piszący wiedzą lepiej. Każdy z nas ma bagaż doświadczeń, swoją długą historię, wzloty i upadki, dobre i złe chwile, powody do smutku i radości. A tu nagle okazuje się, że ktoś po drugiej stronie monitora mówi mi, że mogłabym, że to nie tak jak myślę (a konia z rzędem temu kto wie, co siedzi w mojej głowie 🙂 ), że mogłabym lepiej, że mogłabym być bardziej asertywna, a to co dotychczas wydawało mi się problemem, nie jest problemem. Mogę iść do przodu nie bacząc na chaos w moim sercu. Tylko problem w tym, że każdy z nas jest indywidualnym przypadkiem, niepowtarzalnym zestawem myśli i uczuć, ręcznie zapisywaną kroniką przypadków. Nie da się nas powielić i nie da się zastosować tych samych narzędzi i metod, które wskażą nam jak szczęśliwie żyć.
Piszący publicznie, powinni się zastanowić czy aby dobór słów jest odpowiedni, bo niosą one wielki ładunek i mogą wybuchnąć niczym granat czyniąc wielkie szkody. Z drugiej strony każdy ma prawo podzielić się swoimi przemyśleniami, ale niechże one będą jakaś refleksją, a nie przepisem na życie, jednoznacznym stwierdzeniem, czołgiem, który zgniata wszystko na swej drodze.
I choć czytam, że silną być powinnam, to ogarnia mnie czasem słabość, która potrzebuje nie słów, a w ciszy przytulenia.