Ta strona używa cookies Google Analytics.
Czytaj więcej na policies.google.com

Czyli blog o tym, że kręgosłupowi moralnemu może czasem wypaść dysk.

Lista wpisów

Być jak Andersen…

Słowa niosą ze sobą odpowiedzialność.

Nie możemy o tym zapominać oznajmiając światu swoje myśli, dobre rady i poglądy. Szanuję każdego odważnego człowieka, który chce dzielić się ze mną i innymi, swoimi przemyśleniami, bo to wielka odwaga pisać o tym, co intymne w naszej głowie. A zakładam, że nie piszemy co nam ślina na język przyniesie (choć mogę się tu bardzo mylić :). Czytając rozliczne wpisy na blogach, Facebooku, Instagramie czuję niejednokrotnie jakbym była świadkiem bardzo osobistych terapii, a czasem delikatnego SPA dla duszy.

Nasza maszyna do pisania, choć mocno rozwinięta technologicznie, może znieść wszystko, ale czy czytelnik udźwignie każde zdanie i myśl z niego płynącą? Wbijając szpilkę, tę rzeczywistą, mamy świadomość zadanego bólu. Ale czy rzucając słowem, zdajemy sobie sprawę z siły, jakie ono niesie?

Słowa mają moc.

Mogą zaboleć. Zatrwożyć. Zaniepokoić. Pogłębić traumę. Wypowiedziane nie odwypowiedzą się, choćbyśmy bardzo chcieli je wymazać. I oczywiście mamy na to szansę, bo łatwość kasowania słów podczas pisania na komputerze jest niezwykłym rozwojem cywilizacyjnym. Pisząc odręcznie musielibyśmy myśl durną lub słowo złe skreślić (no może korektorem zamazać). A teraz? Szast prast – i po słowie. Ale mam wrażenie, że niestety, zbyt prosto zmazywane słowa są jeszcze prościej wypowiadane. Bez refleksji kompletnej.

Problem dla mnie pojawia się, gdy brakiem refleksji i wiedzy robimy krzywdę tym, dla których piszemy. Pal licho jak czyta nas garstka dorosłych, ale jeśli tworzymy dla dzieci, to mamy wielką odpowiedzialność za słowo. Jednym ruchem pióra możemy zburzyć i tak niezbyt stabilną konstrukcję psychiczną. Zdaniem nieuważnym zasmucić. Hurra optymizmem dać niepotrzebną nadzieję. Wdrukować przekonania, które jak mantra będą pojawiać się w życiu dziecka a potem młodego człowieka, aż do czasu, gdy terapia pozwoli na ich przepracowanie.

Gdy słyszę zdania, iż pisanie bajek jest proste, to nóż w kieszeni ostrzy się moimi myślami.

No bo przecież to krótka forma – to raz. Dwa – wystarczy wymyślić jakiś morał. Trzy – dodać troszku żartu (a przecież żarty to nasza specjalność). I bajka jak malowanie. No i nie trzeba się nazywać Andersen czy Krasicki, by bajki pisać.

No nie trzeba. Ale jakkolwiek się nazywamy, to warto zadać sobie pytanie, czy na pewno mamy coś do powiedzenia i czy to coś mądrego :).