Odchodzenie
Przychodzimy i odchodzimy. Fizycznie, emocjonalnie, symbolicznie. Tymczasowo i na zawsze.
Nie sposób jednak pogodzić się z odchodzeniem najbliższych. Choć Tato ma się dobrze. Zdrowie mu dopisuje.
Czasem zakaszle, ponarzeka na ból w nodze, ale nic więcej go nie dotyka. Poza nieuleczalną i postępującą chorobą neurodegeneracyjną prowadząca do śmierci.
Poza tym ma się dobrze. Ale odchodzi.
Moje serce reaguje z opóźnieniem. Najpierw działam, wykonuję zadania a potem, gdy już jest cicho, czuję skurcz. Znów powietrze swobodnie nie przepływa.
Czuję. Bardzo. Czasem wolałabym tylko działać, ale emocje nie pozwalają mi o sobie zapomnieć. Dopominają się o należne im miejsce. Są jak niechciani goście w niedzielne popołudnie.
Bezsilność rozlewa się po całym moim ciele i osłabia. Widzę, że odchodzi a ja nie mogę go zatrzymać.
W tym odchodzeniu mieści się smutek, złość, żal, rozczarowanie, wyrzuty sumienia, miłość. Ale nie ma nadziei.
A w odchodzeniu na drugą stronę mieści się rozpacz. Rozpycha i mości się, jakby chciała zamieszkać z nami do końca życia. Korzysta z naszych zasobów i powolutku odbiera nam siły. Walka z nią wydaje się być z góry przegrana, jednak, gdy przypomnisz sobie o tych, co pozostali, to szanse na wygrane rosną. Potem towarzyszy ci głównie tęsknota. W moich snach spotykam tych, którzy odeszli a rano budzę się z czułym wspomnieniem.
Więc odchodzenie bywa śmiercią, chorobą, zdradą, rozwodem, osamotnieniem.
I choć czasem dobrze się dzieje, gdy coś odchodzi w niepamięć, ale nie wtedy gdy bardzo pragniemy pamiętać.