Niepodległa
Dziś zapytałam siebie, czy jestem niepodległa, czyli komuś podległa. Na ile jestem niezależna od formalnego i nieformalnego wpływu innych.
Bilans wypadł dość blado.
Formalnie jestem udupiona. Jest tak wiele instytucji, którym muszę się opowiadać z tego, ile zarabiam, ile mam dzieci i w jakim wieku, czy jestem mężatką, kiedy się urodziłam, na co wydaję pieniądze, czy palę, piję, a lista pytań wydaje się nie mieć końca
Podaję wtedy numerki, którymi mnie system zapisał w swoich annałach. Mam wrażenie, że lepiej znam mój pesel i nip firmy niż telefon do małżowinki. Ale generalnie to nie dziwi. Świat kafkowskich absurdów stał się naszą codziennością, więc o niepodległości w tym wymiarze trudno mówić.
Ale czy nieformalnie mnie coś lub ktoś upupia?
Nakazy i zakazy. Ograniczenia. Oczekiwania innych. Wieloletnie przekonania. Opinie innych. Dobre rady, o które nie proszę. Spojrzenia najbliższych i ich słowa, które zamiast pomagać i wspierać, blokują i ranią.
Ale chyba najwięcej niepodległości odbieram sobie sama, a właściwie mój wewnętrzny krytyk, który stawia granice z przekonań. Buduje mury nie do przeskoczenia i kolczaste przeszkody. Szepcze do ucha, podstawia lustra. cieszy się potknięciami i radośnie oznajmia „a nie mówiłem?”. Przyjmuje różne postaci – czasem twarz mamy, męża, nauczyciela, babci, koleżanki itd.
Ale czas na niepodległość. Na niepodległą Polkę. W wyborach i w decyzjach. Czas na zapisanie deklaracji, która zawiśnie na ścianie i będzie przypominać o wolności. W sobie.