nieMoc
Nie umiem przenosić gór. Nie mam mocy teleportacji, telekinezy, nie umiem zamienić ołowiu w złoto. Żadna ze mnie alchemiczka czy superbohaterka.
Mam w sobie niemoc. Niemoc bezsilności. Niemoc bezradności. Moce, które odbierają moce.
Jest taki moment w życiu, w którym stajemy naprzeciwko bólu, rozpaczy, cierpienia. Choroby i śmierci.
I niewiele możemy. Lub nic nie możemy.
Całą naszą sprawczość szlak trafia.
Miotamy się z pomysłami, dobrymi radami, szukamy w internetach, zagadujemy na grupach, czytamy artykuły, książki, łapiemy każdy strzęp usłyszanej rozmowy, zaczynamy wierzyć w cuda, choć do tej pory zaprzeczaliśmy wszystkiemu, sięgamy po każdy dostępny, choćby i magiczny sposób, by pomóc. Zapominamy czasem zapytać się, czy ktoś chce tej naszej miotaniny. Ale tak trudno jest odpuścić życie.
I nie wiem, czy to troska, czy to miłość, czy zaślepienie, a może egoizm.
Wiem tylko, że z czasem przychodzi moc uznania naszej niemocy. A poza tym istnieje jeszcze nadzieja.