Myśli niezaopiekowane
Myśli samotne nie dają mi zasnąć.
Najpierw, jedna za drugą, ustawiają się grzecznie w kolejce, ale zniecierpliwione oczekiwaniem zaczynają się tłoczyć, przekrzykiwać, przepychać, czasem jedna przywali drugiej i tak nakręcają się, aż w końcu następuje chaos, którego nie można już opanować.
Upominam je najpierw spokojnie, ale nie chcą słuchać. Zresztą są tak głośne, że nawet nie słyszą co do nich mówię. Panoszą się i sieją niepokój.
Mają też taką zabawę, że przyklejają się jedna do drugiej i niczym kula śnieżna toczą się po głowie z kąta w kąt. Z tymi trzeba walczyć najmocniej, choć walka to bardzo nierówna. Ja jedna ich setki.
Ale czy jestem bez szansa? W żadnym przypadku.
Atakuję je przyjaźnią, która skrzydłami otula mnie z każdej strony, czasem lekiem, niczym kulą armatnią przywalę, a czasem w pracy się zamknę, niczym w wysokiej wieży, by przeczekać atak.
A może czas się nimi zaopiekować.