Miłość, dzień po…
głosu z krtani
dobyć nie mogę,
zamiera słowo
Safona napisała te słowa zobaczywszy swą ukochaną i jak dla mnie powiedziała wszystko o czasie zakochania. Na chwilę zastyga nasz mózg, tak jakby wszystko w nim przestało działać – taki CTR-ALT-DELATE. Nic nie działa.
Chcemy coś powiedzieć, ale głos odmawia posłuszeństwa, ale nie z powodu choroby gardła, ale braku słów. Bo co powiedzieć osobie, w której się zakochaliśmy? No w sumie możemy powiedzieć jej właśnie, że się zakochaliśmy. No ale co dalej? Da nam w przysłowiową mordę? Zaśmieje się nam prosto w twarz? A może oskarży o molestowanie. Istnieje sporo możliwości. Bo zakochujemy się dość niespodziewanie.
Nagle dopada nas stan, w którym – jedni opisują to jako motyle w brzuchu – czujmy się tak dziwnie, tak jakbyśmy byli w innej rzeczywistości. Barwnej, piękniejszej, prostszej, mniej skomplikowanej, w której nasz ukochany/ukochana to zjawiskowa piękność, z której ust wypływają egzystencjalne mądrości, a której oczy lśnią niczym księżyc w pełni. Nie ma chyba słów, które mogłyby opisać ten stan uniesienia i zamglenia umysłu. I faktycznie, co ciekawe, w brzuchu czujemy …motyle?
No dobra. Zakochanie zakochaniem. A co z miłością? Bo jak się już zakochamy, to co dalej. Czasem nie ma nic, ale często przeskakujemy na kolejny poziom i okazuje się, że kochamy. Mocno. Prawdziwie. Intensywnie.
Miłość to dziwne uczucie. Wielcy tego świata opisywali je słowem, obrazem, maźnięciem farbą, dźwiękiem muzyki, wierszem. Pozostawili w ten sposób najpiękniejszy kod do odczytywania miłości. Każdy z nas zobaczy w niej coś innego. Jedni miłość kobiety i mężczyzny, mamy i dziecka, brata i siostry, przyjaciół czy rodziny. Inni miłość do bóstw, Boga… Można ją odczytywać na każdym poziomie, w każdej konfiguracji, po swojemu, po ichniemu…
Byleby czuć. Czuć jak najmocniej. Płakać z miłości i śmiać się z nią. Liczyć uderzenia serca. Oddychać głębiej. Nie bać się.
Ale jedno jest pewne. By poczuć miłość, najpierw pokochajmy samych siebie….