Miła
Miła dziewczynka. Smutna nastolatka. Sfrustrowana kobieta. To ona.
Urodziła się dziewczynką. To zobowiązuje. Różowe kaftaniki, kolorowe czapeczki, ozdobniki nad łóżeczkiem. Zabawki – no wiadomo! Lalki, pluszaki, mała drewniana kuchnia, pralka od cioci z zagranicy, zestaw do sprzątania. W szkole nauczyli ją „robić” na drutach, szydełkować, piec ciasto. Niech wie jaka będzie jej rola w przyszłości. Opiekunka domowego ogniska.
Na podwórko wychodziła w białych rajstopach, a babcia patrzyła z okna i raz na jakiś czas pokrzykiwała, by uważała na swoje czyste i uprasowane rzeczy. Nie wolno jej było wisieć na trzepaku czy gonić się z chłopakami. Babcia pozwalała jej skakać w gumy i rysować kredą po chodniku. Choć jak raz wywróciła się i w ślicznych rajstopach zrobiła się dziura to afera była na całego. Dobrze, że Pani Aniela z drugiego piętra miała zakład repasacji pończoch, więc udało się podnieść oczka i rajstopy były jak nowe.
Musiała ładnie dygać, witać się z ciotkami, którym wyrastały na twarzy wąsy, znosić poklepywania wujków, deklamować wierszyki i śpiewać piosenki na prośbę rodziców. Taka domowa małpka. Mama zawsze powtarzała jej, że dziewczynkom nie wolno się złościć, więc, jako że dzieci i ryby głosu nie mają, zgadzała się na wszystko. Była posłuszna, ułożona, uczesana, odprasowana. No i grzeczna. Gdy tylko otwierała usta niepytana, napotykała karcące spojrzenia dorosłych, więc zapamiętała, że jej zdanie jest mało znaczące.
Miała być też bardzo miła. Pomagać starszym, dzielić się z zabawkami z innymi dziećmi, uśmiechać się nieustannie, bo tak robią grzeczne dziewczynki – nikt tedy jeszcze nie pisał na koszulkach czy poduszkach haseł „grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne tam gdzieś chcą”, więc nie wiedziała, że ma wyjście.
Zapamiętała, że jeśli będzie miła, to inni będą szczęśliwi. Mama, tata, babcia, dziadek, brat, siostra, ciocia, wujek, kuzyn, kuzynka, pani wychowawczyni, pani dyrektor, koledzy w pracy, szef, pani w sklepie…oj…chyba za daleko to zaszło. A jednak. W jej głowie zapisał się KOD, który prowadził do krainy szczęścia. Bynajmniej nie ona była mieszkanką tejże, ale mama, tata, babcia, dziadek… itp. Im była starsza, tym mocniej była przekonana, że nie tylko o szczęście tu chodzi, ale też o miłość. Bycie miłym miało zapewnić pokochanie jej. No a potem trzeba było tę miłość zachować jak najdłużej, zatem należało być jeszcze milszym, jeszcze bardziej uprzejmym, nie grymasić, nie wymagać, nie być dla nikogo ciężarem, nie stwarzać problemów. Wygrawerowane w jej mózgu przekonania spisały swoisty zbiór przykazań, które głównie składały się ze słów: POWINNAM, MUSZĘ, ZAWSZE, NIGDY.
No i szła tak przez życie posłuszna, ułożona, uczesana, odprasowana. A gdzie doszła?
Cdn.