Między obowiązkiem a czułością
Czy poczucie obowiązku może zabić czułość? Kto właściwie decyduje o tym, jakie zobowiązania powinniśmy mieć w życiu? Czy przecięcie pępowiny to symboliczne podpisanie umowy na pełen etat w świecie oczekiwań i ról?
Formalnie jesteśmy otoczeni systemem norm – od Konstytucji, przez ustawy, po regulaminy. Ale równie silnie działają niepisane kodeksy, które nosimy w sobie: zasady wyniesione z domu, wewnętrzne przekonania, intuicje, to „bo tak trzeba”. Gdzieś między literą prawa a sercem działa nasz moralny kompas – ten, który prowadzi nas wtedy, gdy wreszcie zaczynamy słuchać siebie.
Zatem jak mądrze zaopiekować się rodzicami? Jaką formę powinna przyjąć miłość do nich? W wyłącznie osobistej opiece 24/7, czy może również w trosce, wsparciu, czujnej obecności?
Myślę, że czasem największym darem, jaki możemy im dać, jest stworzenie godnych, bezpiecznych warunków do życia – i przy tym pozostać blisko: emocjonalnie, z sercem, z uwagą. Bo troską staje się również umiejętność przekazania opieki wtedy, gdy wiemy, że nie udźwigniemy jej sami.
Miłość nie musi boleć. Nie musi oznaczać rezygnacji z siebie. Może być mądra, uważna, spokojna – nie z przymusu, ale z wyboru. Bo tylko z takiego miejsca naprawdę płynie czułość.
Ale często pojawia się poczucie winy, gdy próbujemy pogodzić potrzeby bliskich z własnymi granicami – i czujemy, że wciąż robimy za mało.
Ale może to, że nie jesteśmy w stanie dać wszystkiego, nie oznacza, że zawodzimy.
I może to właśnie jest dojrzałość – umieć kochać, nie rezygnując z siebie.
Być obecnym, ale nie znikać.