Miało być o odpuszczaniu…
Na mojej drodze spotykam wielu perfekcjonistów. Żyją perfekcyjnie, wyglądają perfekcyjnie, zachowują się perfekcyjnie. No i jeszcze znam perfekcyjnych intelektualistów. Podziwiam ich za nienaganność, ogładę towarzyską, oczytanie, porządek w domu i nowoczesny designe, nadążanie za trendami w modzie, udzielanie się w social mediach, bywanie na kulturalnych salonach, znajomość kinematografii francuskiej czy japońskiej. Wszystko mają poukładane, a ja podziwiam ich szczerze, z odrobina zazdrości, że ja tak nie umiem. Że nie nadążam. Za trendami, sprzątaniem, kinematografią, ważnymi pozycjami literackimi, doktrynami filozoficznymi, historią świata, najnowszymi spektaklami, daniami kuchni fusion. I jeszcze na dodatek nie jestem poukładana, zorganizowana, sumienna, konsekwentna – no dobra, mój kalendarz taki jest, ale tylko on :).
Owszem, mam kilka talentów, ale na szczęście nie znam się na wszystkim. Nie mam zdania na każdy temat. Czasem nie mam pojęcia, o czym rozmawiają moi znajomi, ale teraz pytam i proszę, by jak krowie na rowie wytłumaczyli. Kiedyś wstydziłam się, że nie wiem. No bo jakże to tak nie wiedzieć! Gdzie twoje oczytanie dziewczyno, gdzie twoje studia humanistyczne, aspiracje intelektualne? Odpowiem grzecznie – szlag je trafił. A teraz jak się czegoś nowego dowiem, to cieszę się jak dziecko! Że odkryłam niemalże nowe kontynenty, że przeczytałam książkę, którą wszyscy już czytali (tak twierdzą przynajmniej :)), że zrozumiałam, jak coś działa, zasmakowałam nowości, wsłuchałam się w dźwięki muzyki, która poruszyła najczulsze miejsca w moim ciele (dziękuję Ci przyjaciółko ma za Kovacs :)).
A z tym profesjonalizmem to kłopot wielki. Poprzeczka coraz wyżej i wyżej, a człowiek stara się za każdym razem przeskoczyć. Upadki są bardzo bolesne. No i jeszcze ta wieczna kontrola i lęk, że nie jest się wystarczająco dobrym. Nie jestem perfekcjonistką, ale szukanie aprobaty u innych i wysokie wymagania wobec siebie jest mi bliskie.
Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że nie muszę. Że moje życie to nie pobijanie rekordów. Niezaprzeczalnie ważne jest, by chcieć więcej i lepiej, by się rozwijać, ale jak we wszystkim i tu zapewne potrzebny jest zrównoważony rozwój.
Czy zatem, nawiązując do tytułu bloga, umiem odpuszczać? Chyba przeszłam już z fazy raczkowania do chodzenia. Niezdarnie mi to idzie, ale idzie. Zadaję sobie pytanie, co się wydarzy jak zrezygnuję i o ile kiedyś scenariusze wydarzeń jakie pisałam bliskie były filmom katastroficznym, tak dziś bliżej im obyczajowym.
Każdy z nas ma pewnie coś do odpuszczenia. Polecam. O dziwo nie boli.