Labirynt
Wczoraj wieczorem siadłam w fotelu z filiżanką herbaty z ziół rosnących w kreteńskich górach i zamknęłam oczy, by zwizualizować sobie mózg nastolatka.
Wyobraziłam sobie labirynt, którego Dedal, by się nie powstydził. Nie wiem, czy ktokolwiek umiałby wydostać się z tej niezwykle skomplikowanej pułapki.
Tylko pomyślcie, co by się stało, gdybyście to Wy musieli przejść ten labirynt, by porozumieć się z własnym dzieckiem. Gdy tylko wybierzecie złą drogę czeka na Was bestia, czająca się w rogu, by zaatakować. Kiedy uda się Wam w końcu skręcić w odpowiednią alejkę – idziecie skuleni, by nie spadły na Was, czające się pod sufitem drapieżne ptaki, które nie zrobią wielkiej krzywdy, ale podziobią Was boleśnie. Histerycznie myślicie, że już niewiele dzieli Was od wyjścia z labiryntu, ale mylicie się! Uspokojeni ciszą (no bo nie słowami Waszego nastolatka), skradacie się do światełka w tunelu. Zapomnieliście jednak, że Wasze dzieci urodziły się w epoce rozwiniętej technologicznie, tak mocno, że Chińczycy ze swoimi wynalazkami, mogą co jedynie wybrać się na giełdę staroci.
Zatem Wasze światełko w tunelu jest sztucznie wygenerowane – dla zmyłki – byście myśleli, że koniec jest blisko. Jak u Alfreda Hitchcock’a. Manipulacja emocjonalna jest chyba głównym przedmiotem w szkole Waszego nastolatka. Choć nie umie do końca liczyć bez kalkulatora, myli koszykarza Jordana z Jordanem Henrykiem, to potrafi doprowadzić na skraj rozpaczy, na emocjonalny klif, z którego macie się ochotę rzucić.
I co dalej? Bestia w labiryncie czuwa. Ptaki też. Ale czy Wy chcecie się dać zmanipulować i zastraszyć?
Ale każdy ma swój czas na przejście labiryntu. On lub Ona i tak Was kochają. Tylko potrzebują czasu, by to co tkwi w duszy i sercu wydostało się w postaci liter składających się w słowa: KOCHAM CIĘ.