Jeden, dwa trzy…
Nie mogę spać. Żadna metoda nie działa. Melisa, medytacja, oddychanie, ciepłe mleko, ziołowa tabletka na sen… W końcu wpadam na myśl, że może stosowane latami liczenie baranów pomoże. Zamykam oczy – jeden baran, drugi baran, trzecie baran. I nagle widzę, jak przed moimi oczami rozgrywa się dramat, bo stoją przede mną dzieci. Smutne. Bezradne. Nie proszą o pomoc. Tak jakby wiedziały, że nikt im nie pomoże. Machają mi na pożegnanie. I jedno po drugim znika. Jedno dziecko, drugie dziecko, trzecie …. Nie wiem co się z nimi dzieje. Zrywam się i z przerażeniem biegnę do sypialni moich córek i sprawdzam, czy są w łóżkach. Są!
Wracam do łóżka i płaczę. I choć to był tylko sen, to wiem, co go spowodowało.
„W raporcie NIK czytamy, że liczba zamachów samobójczych wśród dzieci małoletnich w wieku 7-18 lat rośnie z roku na rok”. Jak to rośnie? Przecież żyje nam się coraz lepiej. Nie musimy walczyć o przetrwanie, nie uciekamy do lasu przed zaborcą, nie oglądamy półek z octem, nie widzimy na ulicach czołgów i wojska, nie czekamy na wyzwolenie…
Siedmioletnie dziecko próbuje popełnić samobójstwo. Odebrać sobie życie. Skończyć ze sobą. Co wydarzyło się w życiu tego małego człowieka, by w jego główce pojawiła się myśl – że nie chce żyć. Moja duża głowa tego nie pojmuje. Nasze dzieciństwo nie było pasmem cudowności, dbałości i emocjonalności ze strony rodziców, ale czy pierwszoklasista zasiadający w ławce szkolnej myślał o samobójstwie? Nie!
Co się z tym naszym światem podziało? Oszalał. To moja pierwsza myśl. Pędzimy nie patrząc na siebie, za siebie, obok siebie. A już nie wspomną o rzuceniu okiem w siebie.
W tym samym raporcie NIK czytamy, iż w 2018 roku zamachów samobójczych było 772. Dużo czy mało? W sumie na około 6 milionów dzieci, żyjących w Polsce, to tak niewiele. Ale teraz wyobraźmy sobie, że niknie około 25 klas z dziećmi, albo z pond 70 bloków na dużym osiedlu. Na mnie to robi wrażenie. A na Tobie?
Zresztą nie o wrażenie tu chodzi, ale o pomoc. Około 630 000 dzieci w Polsce wymaga pomocy psychiatrycznej i psychologicznej. To bardzo dużo. Coś złego się dzieje. Liczby rosną, a covid nie pomaga. Zapominamy o dzieciach i ich potrzebach. Skupiamy się na ich dobrostanie. Na kursach, językach, ocenach, zajęciach dodatkowych (balet, chiński, robotyka, akrobatyka, tenis, konie itp. Itd.). Dbamy o nie i owszem. Ale puzzle się nie składają. Część dzieciaków, które podejmują próby samobójcze ma choroby natury psychiatrycznej, ale nie wszystkie. To daje do myślenia.
Zastanawiam się, gdzie są wszyscy głoszący hasła obrony życia dzieci, Ci co na ustach mają piękne słowa. Gdzie są środki na leczenie maluchów, starszaków, nastolatków… Zosi, Pawełka, Tymka, Ani… Kto porozmawia z Dorotką w depresji, rozpozna schizofrenię u Julki czy chorobę afektywną dwubiegunową u Franka? NIKT! Bo psychiatria w Polsce jest, a jakoby jej nie było. A w uszach nie nikną słowa Kochanowskiego „Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.”
Brak specjalistów, brak oddziałów dla dzieciaków, brak profilaktyki, brak świadomości, brak, brak… Jedno dziecko, drugie dziecko, trzecie dziecko …