Istnienie
Samo istnienie to za mało. Choć cudem jest niezaprzeczalnym i jestem wdzięczna za bycie jednym z elementów tej przedziwnej układanki, jaką jest życie.
Ale istnienie to fakt bycia, ale czy zatem nie byłaby to zwykła egzystencja? Choć znowu to oznacza warunek życia. Nie ma cię, to nie istniejesz.
Ale temu życiu trzeba nadać sens. Jaki? Nie wiem, ale niejeden człowiek poszukuje sensu życia. Czy znajduje? Nie wiem.
Czasem w niego wątpimy. Zadajemy sobie pytania – po co? Dlaczego? W jakim celu? Miotamy się, szukamy, zadręczamy. Opadamy z sił. Poddajemy. A czasem, będąc udręczonymi – schodzimy ze sceny – pokonani.
A życie przecież to właśnie wielka scena, na której rodzą miłości, łączą romantyczni kochankowie ale też toczą bitwy i rozgrywają dramaty. Czasem pojawia się niczym deus ex machina, szybkie rozwiązanie akcji. Może nie ostateczne, ale przynajmniej takie, by w życiu nastąpił nagły zwrot sytuacji, choć nie do końca mający swoje logiczne wytłumaczenie.
Zdarza się wam tak? Bo mnie dość często. Co prawda nie spada mi na linie nikt na głowę, ale mam wrażenie, że gdzieś koło mnie słyszę skrzypiącą maszynę. Co jeszcze bardziej utwiedza mnie w porówaniu życia do teatru, a ja jestem jednym z aktorów, który wygrawszy swą rolę na scenie, w nicość przepadnie. Kiedyś.
Dziś zaś ciągle jeszcze na deskach, przy podniesionej kurtynie, pełnej widowni. Czasem z oklaskami schodzę ze sceny, innym razem przy gwizdach, zdarza się, że w ciszy. Ale ciągle jest tyle niezagranych ról, więc póki istnieje nadzieja, trwać będę na scenie.