Historia
No i stało się!
Przeżyłam pół wieku! Matko jedyna, jak to brzmi. Nie dziwię się, że młodzi ludzi postrzegają moje pokolenie, jako starych ludzi. Jesteśmy z innej bajki, takiej ręcznie pisanej, z rysunkami malowanymi akwarelkami, a o nich opowieść pisze sztuczna inteligencja, przygotowując równocześnie technicznie dopracowane ilustracje. Takie czasy. Dla mnie szaleństwem już było posiadanie czarno-białego telewizora i telefonu stacjonarnego – gdyby ktoś nie pamiętał, takiego na kablu. Zatem nie ma się co dziwić, żem dla nich bommersem, choć wiekowo milenialsem.
Ale wrócę do mojej bajki, która jest ręcznie szytym patchworkiem. Pierwszy kawałek materiału stworzyli moi rodzice, choć decyzja o moim pojawieniu się nie była łatwa. Tato jednak konsekwentnie namawiał Mamę, namawiał i namówił. I tak wspólnymi siłami sprowadzili dziecię, czyli mnie, na ten świat. Kolejne kawałki materiału też są ich dziełem. Pokazywali mi, na tyle, na ile potrafili, barwy świata. Bo choć telewizor był czarno biały, ubrania w sklepach nie bombardowały kolorami, to zieleń była tak samo soczysta jak dziś, jak nie soczystsza.
Lata mijały powoli, a mój patchork stawał się coraz większym obszarem pozszywanych kawałków przeróżnych tkanin. Każda poznana osoba pozostawiła ślad na tym materiale. Jedne są tylko okruchem w pamięci, ale inne to mnóstowo wspomnień, które nadały kształt mojemu życiu. Wiele z nich wywołuje wielkie wzruszenie, choć czasem obrazy są pozacierane, a i mam wrażenie, że dużej części swego życia po prostu nie pamiętam, lub nie chcę pamiętać. Jednak noszę w sobie pierwsze przyjaźnie, pierwszy pocułunki, nieśmiałe poszukiwania dłoni, wielkie zachwyty nad światem, tańce do rana, kieliszki wina wypite przy rozmowach z przyjaciółmi ale i też ciemniejsze strony, które były częścią mojej dotychczasowej podróży. Bo jest we mnie sporo Anny, ale chyba zdecydowanie więcej Ani, czasem Anulki, a jak pojawia się Anka, to sytuacja staje się napięta.
Wracając do potchworku, to patrzę na niego i zachwycam się jego różnorodnością – strukturą tkanin, delikatnością nici, kształtem kawałków materiałów i wielością kolorów. Jest nieoczywisty i trudny do opisania, ale stworzony z relacji, które są silnymi korzeniami, ale też drogowskazami. Bardzo lubię się otulać moim patchworkiem, chowam się czasem pod nim przed światem, bo wiem, że wśród przyjaciół jestem bezpieczna. I choć tak trudno jest mi być słabą, bo przecież mocną być powinnam według wpojonych przekonań, to patchwork, dając schronienie, pozwala na zdjęcie masek, zbroi a czasem nawet na odpadnięcie nakładanych latami tynków.
Bo mój patchwork uszyty jest z miłości.