Ta strona używa cookies Google Analytics.
Czytaj więcej na policies.google.com

Czyli blog o tym, że kręgosłupowi moralnemu może czasem wypaść dysk.

Lista wpisów

Happy places

Wspomnienia są cudowną kroniką naszego życia. Pozwalają przypomnieć sobie momenty, w których zastygaliśmy w zachwycie nad niezwykłością natury, chwile spędzone z przyjaciółmi, mężczyznami lub kobietami naszego życia, momenty radości, przebłyski szczęścia, motyle w brzuchu łaskoczące nasze zakochane serca, literackie dyskusje w oparach knajpianego dymu, smak domowego wina pitego w towarzystwie tych, który już odeszli.

Wracam do nich czasem, by znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Przerzucam obraz za obrazem tworząc na nowo historię mojego życia, bowiem zmieniam czasem zakończenia, poprawiam kolory, nadpisuję teksty. Pamięć bywa zawodna, więc i moja stara się z kiczowatego obrazka zrobić dzieło sztuki na miarę arcydzieła.

Niestety coraz częściej wracają wspomnienia, które schowałam tak głęboko, że zapomniałam o ich istnieniu. Pojawiają się znienacka. Wyskakują niczym królik z kapelusza, choć bardziej na miejscu byłoby napisać, iż niczym koszmarne postaci z horroru. Serce staje wtedy na chwilę. Strach zamraża ciało i mam wrażenie, że każdy ruch powoduje pękanie moich kości. Myśli w szalonym tempie przebiegają po głowie jedna za drugą, sekunda po sekundzie odtwarzając jak w filmie klasy B scenę po scenie.

Nie mogę z nim walczyć, bo przygniata mnie jego ciało. Zastygam, by jak najmniej czuć, kiedy porusza się miarowo. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że to się nie dzieje. Jestem obok. Patrzę na ten obraz, w którym jestem główną bohaterką a łzy spływają powoli po policzkach dając wyraz głębokiemu smutkowi. Kończy, a ja jestem tak bardzo samotna. Bo nikomu nie powiem. Bo tak bardzo się boję. Ciągle powtarzam jak mantrę pytanie, dlaczego na to pozwoliłam. Dlaczego, dlaczego. Dziś już wiem, że nie wyraziłam zgody, ale przez wiele lat myślałam, że to moja wina, więc ukryłam to wspomnienie jak najgłębiej mogłam. Zabiłam dechami, zaryglowałam, zakluczyłam. I tu nagle bach. Wyskoczyło jakby chciało, żebym coś z nim w końcu zrobiła.

Spaliłam go więc. Czy pomoże? Może nie odrodzi się jak Feniks z popiołów, by zaatakować z większą siłą.

Tak myślę, jak nazwać te miejsca, do których nie chcemy wracać – unhappy places, a może dark places, no bo tam, gdzie ciemno i smutno raczej staramy się nie bywać.