Ta strona używa cookies Google Analytics.
Czytaj więcej na policies.google.com

Czyli blog o tym, że kręgosłupowi moralnemu może czasem wypaść dysk.

Lista wpisów

Granice

Jestem niczym Unia Europejska. Każdy może przekroczyć moje granice bez paszportu, bez wizy, bez zaproszenia. Sama to kiedyś ustaliłam. Ot, decyzja w pojedynkę: bądź otwarta. Dla wszystkich. Zawsze.

Nie dziwi mnie więc, że ludzie wchodzą i wychodzą z mojego życia, nie bacząc, czy po drodze czegoś nie zdeptają. Przemykają przez moje myśli, uczucia, wspomnienia.. A gdy próbuję postawić szlaban — wszystkie słowa grzęzną mi w gardle. Nie wypowiedziane „nie” zlewa się z ciszą. I znów, wbrew sobie, zgadzam się na aneksję własnej przestrzeni.

Czego się właściwie boję?

Że jeśli się sprzeciwię — stracę. Sojuszników, sympatię, przynależność. Bo przez lata żyłam w przekonaniu, że muszę być lubiana przez wszystkich. A to oznaczało otwarte granice. Bez ograniczeń. Bo im więcej ludzi we mnie wchodziło, tym większy był poklask. A ja — przez długi czas — karmiłam się aprobatą.

Najpierw jako mała, zakompleksiona dziewczynka w zbyt dużym ciele — myśląca, że jeśli się wystarczająco spodoba, zdobędzie przyjaciół. Później już jako dorosła kobieta, pozornie mądrzejsza, ale wciąż wierna tej samej strategii: „bądź dostępna, elastyczna, nie przeszkadzaj”.

A przecież… naruszanie mojej przestrzeni było często bolesne. Ale mówiłam sobie: cel uświęca środki.

Dziś nadal uczę się mówić nie. Nadal uczę się zamykać granice — choćby na chwilę. Nie po to, by wykluczać, ale by chronić siebie. Czasem buduję mury. Ale i one bywają pułapką — zamek z przekonań, że muszę być silna, że muszę sobie poradzić sama, staje się moją samotnią.

Bo zrozumiałam jedno: zdrowe granice nie wykluczają miłości. One ją umożliwiają.

 

I dodatek:

Baśń o Dziewczynie

Dawno, dawno temu, w krainie, gdzie myśli miały barwy, a emocje kształty, żyła Dziewczyna. Jej serce było jak kraina bez granic—każdy mógł wejść, rozgościć się, zostawić ślad.

Dziewczyna wierzyła, że otwartość to klucz do bycia kochaną. Pozwalała innym na wszystko, nawet jeśli to ją raniło. Bała się, że stawiając granice, straci tych, których kocha.

Z czasem jednak zauważyła, że jej serce staje się coraz cięższe, a ona sama—coraz bardziej samotna. Zrozumiała, że bez granic traci siebie.

Postanowiła więc nauczyć się mówić “nie”. Z trudem, krok po kroku, zaczęła stawiać granice. Niektórzy odeszli, ale inni zostali—ci, którzy kochali ją prawdziwie.

Dziewczyna zrozumiała, że samotność nie zawsze oznacza pustkę. Czasem to przestrzeń, w której można odnaleźć siebie.