Eudajmonia
Brak jednoznacznej definicji szczęścia to idealne usprawiedliwienie, by go nie odczuwać. Bo skoro nie wiemy, czym ono jest, to jak możemy rozpoznać, że właśnie teraz nas dotyka? Jednak nie jest prawdą, że nie potrafimy określić, czym jest szczęście. Wszystko zależy od perspektywy, z jakiej na nie spojrzymy. W ujęciu psychologicznym, poetyckim, filozoficznym czy emocjonalnym – każda z tych perspektyw przynosi inną definicję.
Weźmy choćby Arystotelesa, który widział w szczęściu (eudajmonii) najwyższy cel życia. Dla niego była to harmonia ducha, osiągana przez życie zgodne z rozumem i cnotą. Hedoniści z kolei stawiają na prostsze rozwiązanie – maksymalizację przyjemności i minimalizację bólu. Według nich to droga do pełni szczęścia. Psychologia dodaje kolejny wymiar: szczęście to stan subiektywnego dobrostanu, w którym czujemy zadowolenie z życia, odczuwamy pozytywne emocje, takie jak miłość, wdzięczność czy radość.
A ja? Ja wiem jedno. Czuję szczęście w chwilach, które mnie zaskakują, w miejscach, których się nie spodziewam, w drobnych, codziennych gestach.
Czuję je całą sobą, gdy obserwuję jeden z najpiękniejszych spektakli natury – wschód słońca, który codziennie rozświetla moje życie i pozwala mi chwytać nici, z których je tkam.
Czuję je całą sobą, gdy stoję z boku sceny, na której moja córka śpiewa, dając innym radość.
Czuję je całą sobą, gdy spędzam czas z bliskimi – jedno spojrzenie w ich oczy, beztroski śmiech, ich zaufanie – to dla mnie kwintesencja szczęścia.
Czuję je w dotyku, przytuleniu, pocałunku – tych chwilach, które mówią więcej niż słowa.
Czy zatem znam definicję szczęścia? A może mogłabym podać na nie przepis? Nie, ale wiem jedno: silne więzi z bliskimi, praktykowanie wdzięczności, określenie własnych wartości, realizowanie pasji, zaangażowanie w pomoc innym i autentyczność – to wszystko przybliża nas do niego.
Szczęście to nasza osobista podróż. A kluczem do niej jest odkrycie, jak lubimy podróżować i z kim chcemy tę drogę przemierzać.