Emocje w ruchu
Mój umysł znacznie się porusza! Właściwie to jest w ciągłym ruchu. Biega, skacze, wali po ścianach.
Zakładam, że wziął sobie do serca definicję, iż emocje to poruszenie (od łac. e movere, „w ruchu”). Czyli jeśli ja jestem w ciągłych emocjach, a one oznaczają stan poruszenia umysłu, to on (umysł) jest w nieustającym ruchu. Jak człowiek jest zagoniony, to jest zmęczony… Uffff…. Czyli mój umysł jest zmęczony. Ja też.
Gdyby ten ruch miał jeszcze jakieś przełożenie na zmniejszenie tkanki tłuszczowej, to ja nie mam nic przeciwko, ale niestety, nie tędy droga. Zatem porusza się nieustannie. Jakbym miała rozrysować krzywą moich emocji, to byłaby to sinusoida pełna górek i dołków.
Zapalam się i gasnę. Czasem spalam. Choć ostatnio w bardzo mądrej książce z obrazkami przeczytałam, że „Niektórzy ludzie są jak świece. Spalają się, żeby przynieść światło innym”. Choć mam wrażenie, że czasem inni ogrzewają się w ich cieple a ogarek wyrzucają do kosza, gdy knot już się wypali.
Nie wiem, czy przynoszę komukolwiek światło, ale wiem jedno, że jak już się zapalę, to płomieniem gorącym i wysokim. Podejść czasem do mnie trudno, bo z tej ekscytacji żar bije tak mocny, że aż parzę :).
Czasem gasnę – gdy ktoś wylewa na mnie zwątpienie, niechęć czy obojętność. Jak w kołysance o Wojtusiu…”pst, iskierka zgasła”.
Na szczęście, po jakimś czasie znów jestem gotowa do działania.
Odradzam się. Jak Feniks. Jak wiosna. Jak nadzieja.