Bicie serca
Czasem dzieje się tak, że dotyka cię niepokój, tak wielki jak bezkres oceanu.
Pęcznieje w tobie, rozpycha się, zwołuje rozczarowanie, słabość, zazdrość, złość i żal, by siały w tobie wątpliwości. Sięga też po wstyd, byś przypadkiem nie poczuła w sobie wartości. No bo na cholerę Ci ona, jak inni jej mają ponad miarę, a ty pewnie „nie zasługujesz”. No i zapewne „jesteś gorsza”.
Nieważne, że ci „inni” to eksperci od pozorów, jak wodne tatuaże znikają bez śladu. Ale zasiane wątpliwości już kiełkują, jak genetycznie zmodyfikowane ziarna.
I tak niepokój się panoszy, zakorzenia, montuje w tobie całe systemy ostrzegania, byś nie próbowała uciec. Pilnuje twojego zniechęcenia, podlewa zmęczeniem, aż w końcu masz dość. Jesteś w czarnej dupie, a może dziurze. Efekt ten sam: nie możesz się wydostać.
Fiksujesz więc. Zapętlasz. Masz mgły mózgowe. Patrzysz na świat dookoła z coraz większym lękiem. Wszystko wydaje się takie trudne. I nie pomaga nic. Bo niepokój odizolował cię od wszystkich, którzy mogliby pomóc. Nie ma już nic.
W tej pustce słyszysz tylko bicie serca. I cieszysz się, że ciągle bije, bo było tak blisko, by zapanowała kompletna cisza.
Czy odradzasz się jak feniks z popiołów? Nie.
Ale czujesz, że znów oddychasz, a z każdym oddechem niepokój powoli maleje.
Jakby przypomniał sobie, że nie jest tobą, bo tylko się w tobie ukrył.
A twoje serce szepcze, że ciągle tu jest.