Drzewo
Babć Ci było u nas pod dostatkiem.
Moje dwie, w rodzinie małżonka zaś cztery, bo dwie oficjalne babcie, jedna przyszywana i prababcia! Dacie wiarę, że był moment, w którym moje córki miały praprababcię? Dożyła ona wyjątkowego wieku, a do dziś wspominam świetną zabawę na jej setnych urodzinach. W jednym miejscu zgromadziło się pięć pokoleń, które tworzyło pięknie rozgałęzione drzewo genealogiczne. Niestety, czas zabrał już kilku imprezowiczów, ale na zawsze pozostaną w mojej pamięci.
Po raz kolejny przekonuję się jak niezwykłe Kobiety tworzyły nasze rodziny. Szły przez życie wyprostowane, choć nie raz dostawały mocne cięgi. Pochowały mężów i synów. Przeżyły wojny, głód, biedę i komunę. Ich historie niestety nie zostały spisane, co napawa mnie wielkim smutkiem. Jest już tak niewielu, którzy pamiętają, kto jest na zdjęciach sprzed 200 lat, bo i takie mamy w rodzinnych albumach. Zastanawiam się, czy będziemy umieć korzystać z ich doświadczeń, czy też odrzucimy je, uznając, że historie z przeszłości nas nie dotyczą, a świat za bardzo się zmienił. Ale ja wiem jedno – wartości, którymi kierowały się Babcie są uniwersalne i choć życie zbudowało wokół nich mur, który trudno było przebić, to serca miały gorące.
A dziadkowie? Z nimi u nas krucho. Tato mojej mamy zmarł w 1946 roku i znam go tylko ze zdjęć i opowieści babci. Drugi odszedł, gdy miałam 4 lata i pamiętam głównie jego kruczoczarne włosy i ze wspomnień rodzinnych wynika, iż bardzo szanował swoją żonę, a moją Babcię Anię. Dziadkowie mojego męża są mu średnio znani, bo z jednym nie miał nigdy kontaktu, a drugi, po rozwodzie z Babcią, nie uczestniczył w życiu rodzinnym – pojawiał się i znikał. Moje córki mają tylko jednego dziadka, bo drugi jakoś nie ma ochoty być bliżej nich. A mój Tato kocha je i jest z nimi od zawsze. To szczera dziadkowa miłość, która uskrzydla, podnosi na duchu, dodaje odwagi, wspiera. Żałuję, że moi Dziadkowie tak szybko odeszli… Ale tak sobie myślę, że z Dziadkiem Karolem trzymałabym niezłą sztamę. Z opowieści Mamy wynika, że Babcię Kasię denerwowało zawsze, że zamiast zabrać się do pracy, to siedział przy piecu i czytał książki. No mój Ci on był, ten Dziadek Karol! Miłość do książek muszę mieć po nim 🙂
Rodzina jest dla mnie drzewem, które daje schronienie w poskręcanych gałęziach, chroni przed żarem słonecznym, otula miękkością liści, odżywia sokami czerpanymi z natury, wbija się mocno korzeniami w Ziemię, by być opoką dla swoich mieszkańców. Czasem wolimy odciąć gałęzie i zasadzić w naszym ogrodzie ziarnko, z którego wyrośnie kolejne drzewo. Ale warto wracać do korzeni, by wiedzieć kim byli ludzie, którzy przekazali nam cząstkę siebie, jakie historie ukształtowały nasze życie, jakie ślady pozostawiły w nas przeżycia naszych przodków.
Przypatruję się zdjęciom moich przodków i dostrzegam w nich cząstkę siebie i moich dzieci. Wsłuchuję się z uważnością w szum liści, które snują niełatwą opowieść o mojej rodzinie, ale nie odcinam gałęzi, bo tylko zdrowe drzewo rodzić będzie dobre owoce.